A niedawno oprawiłam kolejny labradoryt, tym razem w minimalistycznej oprawie, bo nie chciałam go bardzo zasłonić- cały się pięknie świeci na niebiesko-granatowo (oczywiście na zdjęciach wyszedł jakiś taki przyszarzały, naprawdę ma żywsze kolory).
Jeszcze przed wakacjami zrobiłam z miedzianej blachy kwiatuszka, wycinałam go zwykłymi nożyczkami, bo jeszcze nie miałam piłki włosowej ;)
Etykiety:
labradoryt,
miedź,
naszyjnik,
zabawy z blachą
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękne! Labradoryt śliczny, właśnie takie mieniące się zimnym ogniem Labradoryty kocham najbardziej! Kwiatuszek urokliwy :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPiękne naszyjniki. Ten z labradorytem jest niesamowity. Grzeczny, ale z charakterem :D
OdpowiedzUsuńKwiat jest świetny, a labradoryt jak wielka kropla deszczu z małej chmurki ;) cudo!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
OdpowiedzUsuńOh, uwielbiam labradoryty w twoim wydaniu są szczególnie piękne :)
OdpowiedzUsuń